Śledzę ten temat już od jakiegoś czasu i nigdy nie miałem czasu tutaj napisać (wiecie czemu, jestem konstruktorem

, ale koniec końców przyszedł i u mnie czas na rachunek sumienia i pewne podsumowania po 5 latach pracy. Po czasie doszedłem do podobnych wniosków co użytkownik gouda (serdecznie pozdrawiam, widzę, że myślimy podobnie). Ale może zacznijmy od początku, a początki były trudne. Miałem trochę ułatwiony start, bo w momencie ukończenia studiów znałem biegle niemiecki i angielski, co dało mi bardzo dużą przewagę w porównaniu do moich kompanów z uczelni. Przewagę przede wszystkim dlatego, że ja w czasie studiów czytałem amerykańskie książki o przekładniach automatycznych w samochodach(nie mogę się powstrzymać, uwielbiam urządzenia mechaniczne), a oni siedzieli w domu z Kurmazem i próbowali cośtam zrobić. Polska literatura inżynierska jest naprawdę marna, ale przecież u nas nie ma konkretnego przemysłu, do tego jeszcze wrócimy. Dodatkowo wcześniej studiowałem IT przez 3 lata, ale nie skończyłem, zmieniłem studia i skończyłem MiBM. To też jest ważne, bo nigdy bym się nie spodziewał, że delikatne doświadczenie w IT da mi później takiego boosta, zawsze zresztą lubiłem sobie coś zaprogramować i się jarać, że to działa (to jest zawsze takie fajne uczucie jak coś zrobisz i to działa, za każdym razem cieszę się jak dziecko, a mam już ponad 30 lat

. Szukanie pierwszej pracy po studiach miałem ułatwione, bo ustaliłem sobie zasadę, że nie podejmę nigdzie pracy za mniej niż 4000 netto. W ten sposób odfiltrowałem jakieś 90% firm, w których zresztą byłem regularnie wyśmiewany za moje wymagania finansowe. Koniec końców (trwało to prawie rok) znalazła się firma gotowa "zielonemu" tyle zapłacić, przede wszystkim przez języki, bo nikogo innego nie potrafili znaleźć. Okazało się, że firma jest w miarę młoda, nic nie jest zorganizowane, a ja miałem zrobić wszystko od zera, czyli pełne wrzucenie na głęboką wodę, co uwielbiam (w myśl zasady: albo zrobisz albo giń). Byłem odpowiedzialny za konstrukcję produktów, ich wykonanie na produkcji i montaż końcowy wraz w kontrolą jakości + trochę zarządzania ludźmi i wyjazdy do niezadowolonych klientów na całym świecie jak coś spaprałem w konstrukcji, czyli wykonywałem w zasadzie 6 etatów w jednym i na początku często spałem w samolocie(te błędy...). Pewnie się domyślacie jak to się odbiło na moim work-life balance

Dobrze, że moja ówczesna dziewczyna miała moje zdjęcie w portfelu, bo widywaliśmy się tak rzadko, że nie wiem czy by mnie poznała na ulicy. Potem się jeszcze nauczyłem robić porządnie MESa i symulacje dynamiczne, bo bez tego nie da się nic sensownie zaprojektować, a potem zacząłem jeszcze programować niektóre z produktów, bo nikogo innego nie było do tego. Kilka lat w ten sposób i dobiłem do opisywanego tutaj szklanego sufitu w postaci 10-13k PLN brutto. Potem siadło mi zdrowie, bo nie da się pracować w takim stresie po 10 godzin dziennie, więc zacząłem rozglądać się za czymś troszkę mniej obciążającym. Koniec końców wybrałem pracę w Niemczech za 2x takie pieniądze, ale z połową obowiązków i w końcu jestem zadowolony. Napisałem tego przydługiego posta tylko w jednym celu: żeby pokazać młodym adeptom inżynierii mechanicznej, że się da, ponieważ widziałem tutaj dużo negatywnych głosów. Da się, ale trzeba być naprawdę zainteresowanym, zawsze dążyć do prawdy, pracować z materią cały czas i być w stanie naprawdę się poświęcić. Zdecydowanie polecam naukę języków i zaczynanie pracy w małej firmie, która robi poważne rzeczy, tam się można najwięcej nauczyć na starcie. Fajnie jest też być trochę interdyscyplinarnym, mieć chociaż trochę pojęcia o elektryce czy programowaniu, dużo łatwiej się wtedy pracuje i rozmawia z innymi inżynierami, a często w produkcie trzeba pożenić ze sobą kilka rzeczy i czasami nie ma czasu na konsultowanie każdego szczegółu np. z elektrykiem. Warto też być otwartym na świat i być gotowym rzucić wszystko w 30 sekund(jak w filmie "Heat"), żeby zrobić następną fajną rzecz(zbyt słaby przemysł w Polsce i brak możliwości rozwoju ponad określony pułap). Każdy awans jaki w życiu dostałem wynikał zawsze z konieczności, bo nikogo innego akurat nie było w pobliżu, kto by to zrobił, a ja to jakoś ogarnąłem. Ważna jest też etyka pracy, zawsze musisz projektować najlepsze rzeczy, tylko wtedy ktoś będzie chciał to kupić, to nie musi tylko działać, ale też być w miarę ładne i proste w obsłudze (trochę zepsułem rynek, bo wcześniej nikt nie patrzył przy tych produktach na wygląd i obsługę, a potem zaczęli do nas dzwonić klienci, że niczego innego nie chcą, bo inne produkty są brzydko wykonane i trudne do obsłużenia, a tej zmiany dokonał ten nieznaczący konstruktor tam za biurkiem, haha) W każdym razie jest światło na końcu tego tunelu, ale trzeba się naprawdę narobić, żeby coś z tego mieć, tak jak wszędzie zresztą. Jak raz czy drugi się pokażesz, że naprawdę możesz coś zrobić i nałapiesz trochę kontaktów, to szczerze wątpię, żeby Twój telefon długo milczał. I zawsze najpierw jest robota, a potem przychodzą pieniądze, zawsze. Powodzenia, ale przede wszystkim wytrwałości życzę!